Canal d'Amour – dzień 4

Po wizycie w stolicy, zachciało się nam znowu nad morze i w naturę, więc ruszyliśmy w kierunku Sidari ze słynnym Canal d'Amour:) Po drodze zaplanowaliśmy Arillas i Cape Drastis. Ruszamy!

Nasz pierwszy punkt na trasie – Arillas – słynie z produkcji piwa rzemieślniczego. Wyczytaliśmy w internecie, że w browarze organizowane są darmowe wycieczki ze zwiedzaniem. Na miejscu okazuje się, że tylko w soboty i to w określonych godzinach (zdaje się, że między 12 a 13), także nie tym razem mili państwo. Zadowalamy się wizytą w sklepiku z piwami i upominkami. Jako, że nie jestem wielką smakoszką i znawczynią piwa, to mogę fachowo powiedzieć, że wybór był duży i piwa były różne, a Marcin się cieszył:) Przed wyjazdem rozsiadamy się na ławeczce obok browaru i z sykiem odpalamy po buteleczce bezalkoholowego piwa imbirowego. Jak już przekonaliśmy się podczas kolacji pierwszego dnia, zinzebirra to lokalny trunek o wyjątkowo orzeźwiającym smaku. Jak się okazało dzisiaj, produkowana jest też przez mały browar w Arillas:) Jest mocno imbirowa, mocno kwaśna i bardzo mocno gazowana, do tego stopnia, że trudno wypić butelkę o pojemności 0,3 l - dwutlenek węgla sięga po same dziurki w nosie i sprawia że człowiek zaczyna się czuć jakby połknął mały balon. Wyjeżdżamy z Arillas pełni bąbelków, z brzęczącymi w bagażniku butelkami i kufelkiem na piwo, prosto z Korfu.

Ruszyliśmy w dalszą drogę w kierunku Cape Drastis. To kolejny pocztówkowy widoczek z Korfu, którego nie sposób pominąć podczas wyprawy. Samochodem docieramy aż na koniec miejscowości Peroulades i zostawiamy auto w miejscu, które przypomina naturalny parking - mała polanka tuż przy drodze. O tym, że idziemy dobrze, przekonują nas tabliczki reklamujące rejsy łódką z Cape Drastis do Sidari. Schodzimy w dół piaszczystą drogą, która za chwilę dowiedzie nas do tego wspaniałego widoku:

Cape Drastis
Jak już wiemy z przewodników, dotarcie do skałek widocznych w lewej części zdjęcia jest możliwe tylko łódką (nie ma do nich zejścia z plaży). Nie zrażamy się tym jednak i kontynuujemy spacer, bo chcemy przekonać się, jak wygląda plaża, o której wspominają niejedni blogerzy. Miejsce przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Działalność wody na tym terenie doprowadziła do powstania wybrzeża o niezwykłej linii. Z rzeźby skał można odczytać ruch wody, która konsekwentnie je drążyła, nadając niepowtarzalne kształty. Rozkładamy się w tym miejscu na dobre 2 godziny, które upływają nam na słodkim nicnierobieniu, kąpielach i obserwowaniu  turystów, którzy przypływają i odpływają jedną łódeczką kursującą między Cape Drastis a Sidari.

Łódka kursująca pomiędzy Przylądkiem a Sidari
Po łódce ani śladu, Przylądek na szczęście pozostał
Był niezły odlot
Zejście do morza jest bardzo ciekawe. Wąski jęzor wody wcina się w miękki budulec skał, żłobiąc wybrzeże i pożerając je co raz więcej. Moi rodzice geografowie z pewnością pokiwaliby głowami i powiedzieli, że to świetny przykład rzeźbotwórczej działalności wody. Ja bym powiedziała, że w tym miejscu niesamowicie przenikają się żywioły. Przechodzą w siebie nawzajem gradientami barw, malowniczo odzwierciedlając jedność świata, który tworzą. Powiało poezją. Miało:)

Jedziemy dalej. Sidari oddalone jest od Cape Drastis ledwie 20 min jazdy samochodem, więc nie rozsiadamy się za bardzo. Miasteczko jest jednym z bardziej popularnych kurortów północnego wybrzeża. Z opinii na Trip Advisorze wnioskuję, że to nie miejsce dla mnie. Z resztą z opisów wynika, że to miejsce mało dla kogo, bo jest głośne, tłoczne i niezbyt piękne. W październiku jednak z powyższych epitetów pozostaje tylko "niezbyt piękne"(do pewnego momentu). Zatrzymujemy się na pustym parkingu i zmierzamy w kierunku plaży. Liczne leżaki i parasole są wspomnieniem po gorących wakacjach i smażących się na nich wczasowiczach.

Idziemy wzdłuż ich rzędów i docieramy do pierwszego punktu programu – przedpola Canal d'Amour. Niezwykłe formacje skalne wcinające się w morze wyjątkowymi kształtami przyciągają miłośników fotografii i skoków do wody. Obchodzimy je z pieczołowitością. Marcin przez oko swojego aparatu zobaczył jeszcze kilka den w tym widoku, więc poświęcamy chwilę na uchwycenie najlepszych kadrów. Grupka turystów ostrzy zęby na wysokie skałki wystające kilka metrów nad wodą i po chwili widzimy pierwszych śmiałków oddających brawurowe skoki do wody. W niektórych odzywa się duch kaskadera i jesteśmy świadkami skoku z trudno dostępnych i znacznie wyższych skał, których części w momencie skoku odłamały się i wpadły za mężczyzną do wody. Na szczęście nic się nurkowi nie stało, ale wszyscy zamarli na ten widok.

Główny zakamarek

<3
Wlaśnie ze skałek na drugim planie skakał opisany wyżej kaskader
Po tych atrakcjach kierujemy się do kanału właściwego. Powiem szczerze, że większą wisienką na torcie jest przedpole kanału, bo ma więcej zakamarków i ciekawych kształtów. Kanał też robi wrażenie, jednak na mnie mniejsze niż wcześniejsze skałki. Krąży legenda, że kto przepłynie kanał będzie miał szczęście w miłości – dobrze, że mamy na to swoje sposoby, bo nie chciało nam się bardzo wchodzić do wody:) Nad kanałem znajduje się mała, wąska i kamienista plaża, więc nie zagrzewamy tu miejsca.



Snujemy się dalej wzdłuż wybrzeża, dochodząc na plażę o nieco innym charakterze. Otwiera się ona szeroko na morze, które przez długi czas w tym miejscu jest płytkie i przyjazne. Zostajemy na tej plaży na kolejne przyjemne chwile z książką i AcroYogą w roli głównej.

Add caption
A przed naszymi oczami napis w hollywoodzkim stylu – Canal D'Amour. Żyć nie umierać:) To bardzo udany dzień, szkoda, że przed nami powtórka z serpentyn przed powrotem do Paleokastritsy... 

Comments

Popular posts from this blog

Zdobycie Angelokastro - dzień 2

Pantokrator - wszechwładca:) - dzień 5